Świąteczny market. Piątek i sobota. Były przekąski - kiełbasa i ciasto. Fabryka czekolady na czele z Beatriz serwowała łakocie:
brownie i parasolki w kolorowych papierkach. Smak okolicznych malin wywołał we mnie lato...  
W barze gwarno. Jedzenie zamawiało się rano. Program był napięty.
Drugiego dnia pojawił się mim. Legitymował się wizytówką ze zdjęciem chmur. Dzieciaki z pomalowanymi twarzami, zadowolone,
przewalały się między stoiskami. Młodzież z gastronomika, wszyscy w bieli, przyrządziła naleśniki. Starczyło dla każdego.
Sekcja muzyczna na piątkę z plusem. Chór seniorów, uczniowie ze szkoły muzyki tradycjonalnej z Alentejo oraz solista z gitarą
zjednali sobie większą część publiczności i zebrali gromkie brawa. A na to wszystko my. Ciepło ubrane i jak zawsze uśmiechnięte, 
na stoisku pełnym rozmaitości. Na koniec odbyło się losowanie nagród. Tym razem to nie ja... ;)




Christmas market. Friday and Saturday. Smell of sausage and cake. Chocolate factory with its leader Beatriz served brownie and 
sweet umbrellas in colorful papers. The taste of raspberries evoked a feeling of summer...
Bar was crowded. Who was smart, ordered the food in the morning. Schedule was tight.
The second day appeared a mime. His visit card was fullfield with clouds. Kids with painted faces, merrily run between stores. 
Teenagers from the cooking school, all in white, made pancakes. Was enough for everybody. Music section did a good job. 
Choir of seniors, pupils from the tradicional 'alentejano' music school and a soloist with a guitar gained the biggest part of the public. 
And on the the top of it - we, happy as always, with warm clothes, in our store full of treasures.
Oh, and in the end was a lottery. This time it wasn't lucky for me... ;)












music section

the day before...

        




  

Popularne posty z tego bloga